Pierwsza pod wodą #4

Źródło - Twórczość własna
Jedna z wielu pustych sal znajdujących się w klasztorze stała się bardzo ruchliwa tamtej nocy. Ogromna komnata, zamiast świecić zimną pustką, została zapełniona stołami i krzesłami. Co jeszcze dziwniejsze, okna zostały ozdobione ciepłymi zasłonami, krzesła nakryte poduchami, a stół zastawiony zawrotnymi ilościami jedzenia. Od tradycyjnych potraw kallańskich, aż po potrawy, których oczy małego, stojącego cicho za kolumną chłopca, nigdy nie widziały. Wiedział, że coś specjalnego się szykowało i miał wielką ochotę to zobaczyć. 
Mały blondynek znalazł sobie wygodne zacienione miejsce w bardzo oddalonym kącie komnaty. Nie było szansy, żeby tam go ktoś znalazł, ale za to on mógł stamtąd spokojnie wszystko zobaczyć. Z zaciekawieniem patrzył na przygotowania. Zdawał sobie sprawę, że to specjalną wizyta, ale nie miał pojęcia dla jakiego rodzaju ludzi szykowano by tak ogromną ucztę. Sama zapowiedź tej wizyty tak go zaciekawiła, że nie był w stanie zasnąć całą noc. Specjalnie przygotował tyle węgli i papieru, aby móc udokumentować całą biesiadę. W gotowości czekał, aż zacznie dziać się coś ciekawego. Na razie starsze dianty noszące kupy jedzenia niezbyt przypadały mu do gustu. Sztywno trzymał papier na kolanach, aby tylko nic nie przegapić. 
Ledwo minęło kilka pełnych noszenia jedzenia minut, a dookoła zapadła cisza. Chłopiec zaczął lekko panikować, nie wiedząc ile czasu będzie musiał tu jeszcze przesiedzieć, zanim zobaczy tych tajemniczych gości, ale ta cisza zapewniała go, że nie będzie musiał wcale tak długo czekać. Tak też gdy tylko wyciągnął z kieszeni lnianych spodni węgle, aby zacząć szkicować widok na salę, usłyszał stukanie w korytarzu. To musieli być oni. 
Spośród srebrzystych, kryształowych kolumn wyłoniła się jedna ze starszych diant. Była ubrana w bardzo różną od codziennego stroju kobiet z klasztoru, niebieskawą suknię. Nie biła specjalnym bogactwem, ale ciągle była czymś nowym dla oczu chłopca. Jednak dopiero idącą zaraz za diantą kobietą wprawiła go w całkowity zachwyt. Sama w sobie była bardzo ładna, opalona, o ciemnych włosach i jasnych oczach. Żadna inna kobieta, którą kiedykolwiek widział, nie dorównywała jej wyglądem. A już na pewno ubraniem. Miała na sobie długą, ciągnącą się po ziemi, szmaragdową sukienkę z błyszczącego materiału. Jej odsłonięte ramiona i szyję uzupełniała cudowna kolia z przezroczystych i żółtych kryształów. Na uszach miała też kolczyki w takim samym stylu. Gdzie tylko przyłożyć oko, znajdowały się drogie kamienie, lub złote hafty. Kobieta wręcz błyszczała, a strój idealnie podkreślał jej atuty i urodę. 
Wtedy też zaraz za nią do komnaty wszedł mężczyzna. Chłopiec nigdy by nie pomyślał, że ktoś mógłby wyglądać bardziej intrygująco niż kobieta, którą właśnie zobaczył, ale ten gość wprawił go w jeszcze większy zachwyt. Nie był zbyt urodziwy, był blady, miał haczykowaty, długi nos oraz głęboko osadzone oczy. Jednak z jego wyglądu bił jeszcze większy majestat niż od jego partnerki. Chłopak nawet tak właściwie nie widział nigdy mężczyzny w innym stroju, niż w ubraniu klasztornym, więc tym większe wrażenie wywarło na nim ubranie nieznajomego. 
Mężczyzna miał na sobie jasną, zdobioną złotem szatę. Z jego ramion spływały zwiewne, prawie przezroczyste materiały, które, tak jak suknia jego partnerki, ciągnęły się za nim po ziemi. Liczna noszona przez niego biżuteria była w całości zrobiona ze złota, a wszystko wieńczyła tiara z niesamowitymi zielonymi kamieniami. Jego czarne włosy idealnie kontrastowały cały strój w sposób, na jaki tak nisko urodzony chłopiec jak on, nigdy by nie wpadł, nawet posiadając niesamowitą wyobraźnię. 
Wyglądał na ważniejszego niż kobieta. Tak też go traktowano, gdy tylko zbliżył się do stołu. Niesamowitą aurę majestatu czuć było od niego z daleka. Sprawiło to, że chłopiec czuł się jeszcze bardziej zaintrygowany gośćmi, niż był wcześniej. 
Goście zasiedli w honorowych miejscach przy stole, po czym powoli usiedli również dianci. Większości z nich chłopiec nie znał, ale rozróżnił spośród dziwnie ubranych klasztorników kilku nauczycieli, pana z archiwum i dwie bibliotekarki. Wszyscy zasiadali do niesamowitej uczty. 
- W imieniu całego klasztoru, chcę was odświętnie powitać - zaczęła starsza dianta w tandetnej niebieskawej sukni. 
W sali na chwilę zaszumiało, ale szybko szumy zmieniły się w oklaski. Goście uśmiechnęli się w odpowiedzi, a mężczyzna gestem wskazał, aby przerwali oklaski. Powstał i rozejrzał się po sali. 
- Nawet państwo nie wiecie, jak się cieszę, że zgodziliście się na naszą wizytę. Moja narzeczona też się cieszy, oczywiście - puścił lekki uśmiech w stronę partnerki. - Jak wiecie, jesteśmy tutaj, aby zapoznać się z waszą kulturą i sposobem bycia. Jest to podróż czysto poznawcza i bardzo prosiłbym o nie mieszanie w nią żadnych spraw politycznych. Szczególnie, że od dłuższego czasu się nimi nie zajmuję - zaśmiał się lekko. - Mam nadzieję, że poznamy się jak najlepiej. A teraz, toast za waszą ucztę! 
Pośród biesiadników szybko rozprzestrzeniła się wrzawa. Głośno stukali kieliszki i okrzykiwali różne życzenia wesoło. Tajemniczy mężczyzna z uśmiechem nałożył sobie jednej z potraw, podczas gdy jego partnerka siedziała przy swoim talerzu raczej sztywno. Niezbyt interesowało ją jedzenie. Rozglądała się tylko raz na jakiś czas wracając wzrokiem na swojego czarnowłosego mężczyznę. Nie był to wzrok kogoś w miłości, a raczej kogoś, kto sprawdzał, czy wszystko jest pod kontrolą. Może i byli narzeczeni, ale nie wyglądało to, jakby byli razem z uczucia. A przynajmniej ona. On zachowywał się całkiem beztrosko. 
Blondynek siedzący daleko od stołu nakreślał węglem kobietę na jednej ze swoich kartek. Zafascynował go jej wygląd, ubiór, zachowanie. Różniła się od wszystkich kobiet, które do tej pory widział. Oczywiście nie chciał rysować tylko jej, ale miał problem z dokładnym jej oddaniem, więc od dłuższej chwili męczył się nad złapaniem jej wyrazu twarzy przy stole. 
Jej oczy i kamienie w sukni odbijały światło delikatnego słońca zza kryształowych okien w bardzo czarujący sposób, nadając jej jakby jasnej aury. Mimo to wyglądała ponuro. Ponura dama w ponurej sali.
On i ona wyglądali jak kompletne przeciwieństwa. Jakby ktoś naprawdę próbował znaleźć dwie osoby, które najmniej by do siebie pasowały. A jednak siedzieli obok siebie. Co więc mogło ich połączyć?

Komentarze

Popularne posty