Pierwsza pod wodą #3

Szlachcice z wyspy centralnej nie mieli specjalnych wymagań. Właściwie, nie mieli co wymagać, zwracając uwagę na fakt, że z własnej woli zaproponowali przybycie do klasztoru. Jeszcze mniejsze mieli oczekiwania. Nie byli nawet pewni, czy będą spędzać noce na lądzie, czy będą zmuszeni zostać na statku.
Jasne było, że przybysze mają jakieś ukryte zamiary, ale dianci byli dobrej myśli, jak to duchowni. Poza nimi jednak o przybyciu nikt nie wiedział, więc nie było komu gadać. Jedynie niewtajemniczona załoga statku szeptała cały czas między sobą, o tym, co tak wysoko postawiona para może chcieć na tak małej i nieważnej wyspie jak Kalla. Przekazywali sobie plotki i teorie, ale tak naprawdę nie wpadli na zbyt wiele wiarygodnych pomysłów.
Była noc, a statek miał jeszcze spokojnie około pięciu godzin drogi. Wiatr wiał w najlepsze, i to jeszcze w dobrym kierunku, więc spodziewali się bezproblemowego przybycia do portu Kalli nad ranem. Niebo było czyste, a temperatura na oceanie była dużo większa niż w wysokich stopniach gór. Załoga była cienko ubrana, większość z mężczyzn nosiła jedynie koszule z krótkimi rękawami i luźne szarawe spodnie. Szlachta oczywiście była ubrana w dużo bogatsze szaty, jednak niezbyt strojne. Najważniejszy był ich wygląd w klasztorze, a tam na pewno nie mieli możliwości paradować w cienkich narzutach. Dlatego też najbardziej zdobiona była ich odzież wierzchnia, którą póki co trzymali schowaną pod pokładem.
Blady mężczyzna przeciętnego wzrostu opierał się o barierki na górze statku. Miał na sobie głównie białe szaty i lekką biżuterię ze szmaragdów, podkreślającą jego oczy tego samego koloru. Włosy ciemne i roztrzepane silnie porywał wiejący wiatr. Haczykowaty nos miał zwrócony w stronę wschodnią, w stronę wyspy centralnej, z której płynęli. Ich ojczyzna.

Dziewczyna natomiast wciąż siedziała pod pokładem. Jej okrągła twarz gubiła się w obwódce jasno brązowych włosów. Była przeciętnych kształtów, ale za to ponadprzeciętnie wysoka. Dodatkowo, ciemno zielone, przylegające spodnie dodawały jej kolejnych walorów. Kobieta z dziwnym zaciekawieniem przyglądała się obrazowi, który wisiał w przedsionku. Przyglądała się przedstawieniu smutnych bogów na tle podzielonym na las i kamienie, oczywiście reprezentujące dwa narody ziemi centralnej. Ostatnimi czasy coraz większa część ludzi miała problem z podziałem wyspy. Do nich należała i ona. Nie wiedziała co myśleć, patrząc na ten obraz. Był całkiem ładnie namalowany, ale jego znaczenie jednak do niej nie przemawiało.
- Dlaczego Canejczycy wszystko dopasowują do swoich wierzeń... -myślała.
Zdecydowała, że wyrzucą ten obraz po powrocie na rodzinną wyspę. Mogli go podarować w klasztorze, w ramach prezentu, ale ludzie z Kalli nie wyznawali wiary w tych bogów. Była to dla nich wiara obca. Oni od zawsze darzyli swoją królową, Theę, boskim kultem. Była obdarzona długowiecznością i pięknem, więc mieli prawo uważać ją za cudowną.

Dziewczyna ruszyła w górę drewnianym korytarzem. Księżyc nie dawał zbyt dużego światła. Zwróciła wzrok na partnera podróży. Jego blada twarz zwróciła się w jej stronę. Podszedł do niej po dłuższej chwili wymiany spojrzeń.
- Co robiłaś tyle na dole? Chyba nie spałaś, co? - Zapytał szlachcic. Głos miał dużo niższy, niż mógł na to wyglądać, ale wciąż nie miał głosu brzmiącego na dorosły.
- A dlaczego nie? - Zaśmiała się lekko w odpowiedzi.
- Cóż, nie zostało dużo czasu do punktu docelowego. Dobrze by było, żebyś była na nogach kiedy dopłyniemy. Powinny to być godziny poranne - wytłumaczył spokojnie, po czym wrócił do pytania - Więc, mogę zapytać, co robiłaś na dole?
- Patrzyłam na ten obraz w holu. Trzeba go wyrzucić jak wrócimy do Saleun - odrzuciła szybko. Nie spodziewała się żadnego sprzeciwu ze strony partnera.
- Dlaczego? To tylko obraz.
- Żartujesz? To wszystkie idee, przeciw którym stoimy - prychnęła lekko poirytowana.
- Posłuchaj. Nikt ci nie każe wierzyć w Canejskie idee, ja też jestem przeciw nim, nawet będąc Canejczykiem. Ale nie obrażaj naszych bogów. Bogowie to nie bujda i nie lubią być obrażani - skwitował, odwracając się z powrotem w stronę barierek.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech. Do tej pory nie zdarzało im się kłócić. Raczej się dogadywali nie najgorzej. Oboje mieli problem z obecnym stanem szlachty na wyspie i to łączyło ich we wspólnej sprawie. Z wyglądu też nie mogła narzekać. Może miał ten długi, prosty nos, ale ciągle był księciem. Dla niej była to spora zmiana statusu, nawet pomimo, że sama miała pochodzenie szlacheckie. 
- Co ja sobie myślałam zaręczając się z Canejczykiem… - mruknęła pod nosem.

Źródło: Pinterest 

Komentarze

Popularne posty