Pierwsza pod wodą #2
- Znowu się spóźniłaś? Całe pół godziny? - krzyknął Kaspian lekko sfrustrowany, po czym głęboko westchnął - Nigdy nie przestaniesz, co?
- Przepraszam najmocniej. Wie pan, że droga z góry w taką pogodę jest ciężka. Wiatr wieje w twarz, a podłogi są śliskie. Nie chciałam uszkodzić zwojów-
- Dziecko, to nie ma znaczenia. Mogłaś wyjść przecież wcześniej. Co robiłaś cały ten czas? - zapytał w końcu. Wiedział, że dziewczyna mu nie odpowie. Mógł odezwać się do niej zbyt agresywnie. Wziął głęboki oddech, po czym kontynuował - Musisz zacząć skupiać się na swoich obowiązkach. A teraz przestań już się przejmować tak tymi zwojami i marsz do roboty.
Marta oparła spocone z wysiłku i stresu ręce o spódnicę. Sama potrzebowała chwili wytchnienia, ale cóż, musiała wziąć się do pracy. Złapała metalowy talerzyk, na którym stała zapalona świeca i ruszyła w głąb ciemnych regałów archiwum.
Ktoś powie, że chodzenie ze świecami między bezcennymi zwojami aż prosi się o wypadek, dlatego każdy ze zwoi został specjalnie zaklęty przed zniszczeniami. Zapalanie świec w każdym przejściu nie miało sensu, gdyż w archiwum przebywało tylko kilka osób, a taka ilość świec palących się bez potrzeby byłaby sporym uszczerbkiem na zasobach klasztoru. I tak z dnia na dzień zużywali ich sporo.
Półki z solidnego, ciemnego drewna, starsze od większości regałów w bibliotece, odcinały światło z niesamowitym oporem. Były potężne i zajmowały dużo więcej miejsca niż mogło się wydawać. Gdy chodziło się przez labirynty korytarzy pomiędzy nimi, miejsce to wydawało się bardziej ściśnięte, mniejsze, miejscami nawet klaustrofobiczne, od ilości starych przedmiotów, skrzyń oraz papierów. Czystością też trudno było się chwalić, kurz był wszędzie. Pajęczyny były stare, tak naprawdę trudno było znaleźć jakieś żyjące pająki w tym bałaganie. Mimo to, sala miała swój urok. Ciemna, zakurzona. Z tego właśnie wynikała praca, którą ona i jej szef tu prowadzili. Układali, segregowali i odnawiali przestarzałe, bezcenne zwoje. Czasami też sprzątali, ale oboje zgadzali się z tym, że to nie ich praca i ograniczali się raczej do roboty nad dokumentami, a nie porządkiem. Chociaż oczywiście, papiery muszą być poukładane, ale to nie oznacza, że regały mają być pozbawione kurzu i pajęczyn.
Minuty zlewały się w godziny. Segregacja zwojów nie była zbyt interesującą pracą, ale była prosta. Układanie papierów na prostych zasadach było nawet przyjemne, szczególnie, gdy raz na jakiś czas można było wpaść na ciekawszy dokument. Kroniki historyczne, mapy czy spisy rodzin i rodów. Czasem też zdarzały się analizy naukowe czy teorie. Jedna z ciekawszych prac na przykład traktowała o zmianach pogodowych kraju wschodniego i pozwiązywała go z niedawnym trzęsieniem ziemi na którejś z pobliskich wysp.
Dziewczynie kończyła się już świeca, więc musiała wrócić do holu. Cały czas przesiadywał tam szef, więc Marta była dość zestresowana. Wzięła swój talerzyk z woskiem wraz z kilkoma znalezionymi zwojami i ruszyła przez ciemne aleje archiwów, w stronę delikatnego światła w okolicach wejścia. Patrząc w szpary między półkami i znając niektóre zakręty, doszła w końcu z powrotem do korytarza.
Kaspian odnawiał jeden z dokumentów, patrząc na stary papier przez swoje grube szkła. Marta często zastanawiała się jak te ciężkie kamienie na nosie w ogóle mu pomagały w pracy, ale właściwie nie widziała prac o użytku szkieł, więc nie miała naukowego pojęcia o ich zastosowaniach, dlatego też kwestionowała to tylko w swojej głowie. Mężczyzna po chwili spojrzał na nią, zdając sobie sprawę, że wróciła z dokumentami, o które prosił. Gestem zwrócił jej uwagę, żeby podeszła bliżej i położyła balast na jego biurku. Dziewczyna wzięła głęboki oddech, wiedząc, że po takim spóźnieniu, staruszek może kazać jej zostać dłużej. Obiecała spotkać się dzisiaj z dziećmi, więc chociaż wyjść chciała punktualnie.
- Mogę już wychodzić? - zapytała cicho.
- Zdajesz sobie sprawę, że powinnaś zostać dzisiaj dłużej, prawda?
- Wiem, ale obiecałam, że pójdę dzisiaj do podopiecznych. Wiesz dobrze, że już od kilku dni nie miałam okazji z nimi zamienić słowa.
- Cóż, to prawda - mężczyzna westchnął ciężko. - W porządku, puszczę cię, ale obiecaj, że jutro się nie spóźnisz.
- Obiecuję! Dziękuję panu! - krzyknęła w jego stronę entuzjastycznie, kierując się szybko do wyjścia.
Przebiegła przez całą bibliotekę, aż z powrotem do kryształowych korytarzy, z których zeszła na jeszcze niższe piętro klasztoru. Piętro, na którym mieszkały oraz przez większość czasu uczyły się dzieci. Każda dianta na początku swojej pracy dostawała podopiecznego. Wszystkie te dzieci były sierotami, a ich opiekunki miały być dla nich zastępować rodziców. Bardziej doświadczeni opiekunowie mieli nawet do kilku podopiecznych, ale Marta dopiero niedawno dostała swojego pierwszego. Zawsze chciała mieć własne dziecko, ale jej organizm niestety na to nie pozwalał. Dlatego też zdecydowała się zostać diantą.
W korytarzu prowadzącym do sal sypialnianych roiło się od dzieci. Marta miała takie szczęście, że jej mały podopieczny mocno rzucał się w oczy. Opalony blondynek przeważnie siedział sam. Miał tylko kilku znajomych, którzy niezbyt podzielali jego zainteresowania. Chłopiec często opierał się o balustradę z zeszytem w rękach i malował widok na wioskę pod górami. Tego dnia nie było jej zbytnio widać, przez co bardziej stał i nudził się, stukając węglem w usta, szukając inspiracji. Nie trudno się domyślić, że jego twarz zdążyła się trochę przyciemnić od ilości pyłu węglowego. Odwrócił się nagle, gdy zobaczył rudą idącą w jego stronę. Nie widzieli się już od kilku dni.
- Przyniosła mi pani coś do czytania? - zagadnął szybko. Nie trudno było wyłapać jego priorytety.
- Przykro mi, ale nie miałam czasu. Musiałam prosić Kaspiana, żeby w ogóle móc tu przyjść... Pokażesz, co rysujesz? - Zapytała, chcąc jak najszybciej odejść od tematu.
- W sumie, to nic. Za mglisto dzisiaj. Nic nie widać.
Ruda spojrzała przez okno. Rzeczywiście, mgła utrzymywała się nawet tutaj. Na górze była to norma, ale tutaj przeważnie widok był czystszy. Jakby bogowie pogody całkiem o nich zapomnieli.
- Słuchaj, w sumie miałam ci nie mówić, ale chciałam chociaż spytać… - przeszła w końcu do tematu.
- Mhm?
- Jutro lub pojutrze przyjadą do nas reprezentanci z wyspy centralnej - zaczęła cichym głosem. - Może będą mieli coś, co będziesz mógł narysować. Chciałbyś, żebym ci przyniosła więcej węgla na ich odwiedziny? To na pewno lepsze niż wykłady Róży. A, i proszę, nie mów innym dzieciakom. Dostanie mi się, jeśli wszyscy się o tym dowiedzą.
- Tak! Może wreszcie będę mógł narysować coś nowego. Obiecuję, że nic nikomu nie powiem - Uśmiechnął się spod jasnej grzywki, pokazując brakującą górną jedynkę.
Komentarze
Prześlij komentarz